Jak mnie wzruszyła ta opowieść! Z jednej strony historia, jakich wiele. Z drugiej – łapie za serce, szarpie za najwrażliwsze organy, wyciska z największych twardzieli łzy rzęsiste!
Poznajcie Irmo – wspaniałego teriera. Z początku lekko fajtłapowatego, ale – bądźmy uczciwi – czy zanim nauczyliśmy się porządnie stać na nogach, tfu! łapach, to chodzenie nam tak dobrze wychodziło? A więc… Irmo to pies. Najmłodszy i ostatni z miotu. Pies, który został „adoptowany” przez Panią. I od tej pory życie obydwojga zmienia się diametralnie…
Każdy z nas wie, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. Kocha go miłością bezwarunkową. Zrobi dla niego wszystko. Ale sam również potrzebuje miłości, ciepła i opieki.
I w tej naszej historii Pani i jej pies odnaleźli się wśród wielu innych psów i Pań. Mieli w sobie wsparcie, mieli siebie i dzięki tej przepięknej przyjaźni ich życie stawało się coraz cudowniejsze i lepsze. I tak mijały kolejne lata, pełne zabawy, radości, szczęścia, które przyciągało kolejne szczęście, aż któregoś dnia Irmo zaczął niedomagać. Starość nadeszła zamaszystym krokiem… Jak skończy się historia pewnie wiecie. Niech Was to jednak nie zniechęci. Przeczytajcie przepiękną historię o przyjaźni, miłości, takiej absolutnie szczerej i bezwarunkowej. I o tym, jak trudno czasami pogodzić się z przemijaniem…